06-07-2012 13:48
World of Tanks - długość lufy się liczy
W działach: WoT, gry komputerowe | Odsłony: 126
Zaraził mnie Szafa. Na grudniowym Pionku podszedł do stoiska przy którym uczyłem grać w Nightfalla. Ekipa rozegrała już kilka kółek, więc mogłem na chwilę odsapnąć i pogadać. Szafa zawsze pokazuje jakieś interesujące rzeczy, dlatego jak już cię zaczepi, warto poświęcić mu kilka, kilkanaście minut. Tym razem jak zwykle gadaliśmy o planszówkach, ale zagaił mnie o jeszcze jedną fajną sprawę. Niby coś na ten temat wiedziałem, niby już na youtubie dobre pół roku wcześniej oglądałem gameplaye, ale de facto to on przekonał mnie do World of Tanks.
Oczywiście obawiam się sieciówek. Wiecie, tyle się teraz słyszy, że łatwo zostać nolifem, stracić żonę, dzieci i pieniądze i w ogóle, że baba to już woli, żebyś codziennie wracała nawalony, niż żebyś codziennie siedział przed komputerem do trzeciej w nocy. No wiecie, takie obawy są naturalne. Postanowiłem odczekać i gdzieś w marcu wszedłem do świata czołgów. Żeby nie wpaść w szpony nałogu postanowiłem dać grać w w jakimś celu i nałożyć na siebie pewne ograniczenia – bardzo łatwe zresztą do spełnienia.
1.W tę grę można grać za darmo, więc Neuro staruszku, nie poświęcisz na to ani złotówki.
2.Będziesz grał tylko niemieckimi czołgami, bo te lubisz najbardziej.
3.Twoi celem jest dotrzeć do Tygrysa i do StuG III, pobawić się nimi trochę i skończyć z ta grą.
4.Oczywiście jeśli gra będzie słaba dasz spokój po 14 dniach.
Kto grał ze mną w Neuroshimę Tactics (właśnie pozbywam się kilku polecanek, wspominając o grze, która stoi ością w gardle paru osobom) ten wie, że gram dla klimatu, bo lubię sobie fajnie pograć, a niekoniecznie maksować rozpiskę. Przekładając to na język battlowców (gdybym w tę grę grał), to wystawiałbym same snootlingi i gobosy, bo je lubię najbardziej. Nie inaczej jest kiedy gram w WoT – zdecydowanie unikam forów, nic mnie nie obchodzi, który czołg jest najefektywniejszy, który dobrze zarabia, gdzie ma słaby punkt, gdzie trafić, żeby ukatrupić załoganta, a gdzie, żeby uszkodzić silnik. To co dziś wiem, płynie z praktyki, a nie ze ściąg. Mam swoją ścieżkę i trzymam się jej zębami – celem jest Tygrys i StuG III.
Aby spełnić moje marzenie od czasu kiedy obejrzałem amerykański film o Ardenach z lat chyba 70, postanowiłem wybrać ścieżkę następującą: Leichtraktor, Pz 35(t), Pz 38(t), Pz 38 aN, Pzkw IV, VK3601 (H), no i upragniony Tiger. Przy okazji zaliczyłem też JgPz I, ale w drodze do StuGa postanowiłem odbić z Pz 38 aN na Hetzera, unikając tym samym Mardera II.
Czy gra jest fajna? Siedzę w niej od 4 miesięcy i jeszcze mi się nie znudziła. Uważam, że jest świetna pod warunkiem, że ktoś lubi czołgi – a Polacy raczej je lubią. Gra jest symulatorem w stopniu wystarczającym, żeby grając w nią nie czuć się jak krytyk filmowy oglądający tę nędzniejszą część rocznego dorobku polskiej kinematografii, a jednocześnie ma w sobie pewną akrkadową lekkość, której brakuje ciężkim symulatorom z obfitą klawiszologią.
Ten symulacyjny charakter gry dotyczy oczywiście zagadnień związanych z technicznymi sprawami, takimi jak prędkość poruszania się, skrętność, penetracja, grubość pancerza, czas ładowania, kaliber, długość luty, trafienia krytyczne i cała masa szczegółów. Nie dotyczy natomiast sterowania, co wydaje mi się składa się na kolosalny sukces tej gry (czego już jej lotniczemu odpowiednikowi nie wróżę).
Wspomnienia w frontu:
Leichtraktor
Rozegrałem nim kilkanaście bitew nim przesiadłem się do innych maszyn. Myślalem, że będzie gorzej, jednakże mając dostęp do innych czołgów wracałem jeszcze czasem do Leichtraktora. To co pamiętam najlepiej, to bitwy na planszy Malinowka, gdzie uczyłem się co to znaczy kampić i dlaczego ma to sens, oraz totalne zagubienie w Himmelsdorfie – miejskiej planszy.
Pz 35(t) i Pz 38(t)
To już lepsze, dosyć przyjemne maszyny. Oczywiście nie na początku, bo rozwinięty Leich, jest lepszy niż świeżo kupiony Pz 35. Zresztą dotyczy to każdej przesiadki, nie doświadczyłem tego tylko w przypadku wejścia z PzKpfw IV. Ale to ciągle bardzo podstawowe lekkie czołgi, o słabych armatach, słabym pancerzu, niskiej wytrzymałości lecz w miarę dobrej prędkości. Jak widzisz KW-1 to po prostu masz gacie pełne. Przyznam, że słabo pamiętam już bitwy przy udziale tych maszyn.
Pz 38aN
W tej chwili mam w swojej stadninie PzKpfw IV i VK3601 (H) i muszę powiedzieć, że o ile pozbycie się lekkich czołgów, które miałem przed nim, nie sprawiło mi problemu, to Pz38aN zostanie u mnie na zawsze. Po prostu kocham tę nigdy niepordukowaną wersję czeskiej myśli pancernej. Rozwinięty ma fajny szybki silnik, jest zrywny i skrętny (oczywiście daleko mu do ruskich czołgów), do tego bardzo szybka armata, błyskawiczna wieża i świetna celność. Potrafi mocno zranić PzIV, ukąsi czasem KW-1. W walce z cięższymi graczami wspieram innych starając się zerwać kolosowi gąsienicę, albo ryzykownie zająć uwagę przeciwnika wkurzającymi zaczepkami, czy groźbą wjazdu na tyły. Ma tylko jedną wadę, jako że to już IV Tier (taki poziom), bywa, że lądujesz w bitwach gdzie pełno Tygrysów, Lwów, Panter, JagdPanter czy nawet E-75. Wówczas staram się po pierwsze przetrwać, po drugie niezauważony (lub zlekceważony) przelecieć na tyły, aby ściągnąć uwagę artylerii (albo samą artylerię).
PzKpfw IV
Na początku jest niemrawy ale szybko to wynagradza. Kiedy montujesz sobie ciężką wieżę oraz działo 105 mm, to zaczynasz czuć się jak ktoś, w szczególności kiedy walczysz z niższymi Tierami. Wiesz, to działo sprawia, że zabijasz jednym strzałem prawie każdy lekki czołg. Panzer IV to też bardzo dobrze zarabiający czołg, naprawdę dobrze. Zostanie u mnie ponieważ z VK 3601 zarabianie jest trudniejsze. Oprócz 105 mm ma też drugą bardzo fajną lufę 75mm, dzięki której (ach, dla takich bitew się żyje) załatwiłem Tygrysa i VK3601, w pojedynku dwóch na jednego.
VK 3601 (H)
To co w nim fajne, to fakt, że nagle, kiedy siadasz za jego sterami wzrasta twoja przeżywalność bitew, wzrasta też liczba zniszczonych czołgów. Dla mnie to irytujący czołg, ale to na moje własne życzenie – jako, że idę na Tygrysa olałem wszystkie możliwe rozwinięcia z wyjątkiem działa 88 mm. No międzyinnymi po to gra się tylko niemieckimi czołgami, żeby w końcu powiedzieć mam osiemdziesiątkę ósemkę, tak stary, tę osiemdziesiątkę ósemkę. Tak więc, olewając wszystko łącznie z wymianą silnika i zawieszenia, VK 3601 (H) wlecze się niemiłosiernie, promień skrętu ma jak autobus przegubowy (powaga czasem rozpędziwszy się, nie wyrabiam na zakrętach), ale ma dobre, choć wolne działo. No mam świadomość, że nie wykorzystuję VK3601 w pełni, że być może wydając sporą ilość zdobytego doświadczenia, tak naprawdę przyspieszyłbym jego zdobywanie, ale wizja Tygrysa całkowicie zmąciła mój umysł.
No i na zakończenie tego wpisu dopytam, czy ktoś tu gra w World of Tanks?
Oczywiście obawiam się sieciówek. Wiecie, tyle się teraz słyszy, że łatwo zostać nolifem, stracić żonę, dzieci i pieniądze i w ogóle, że baba to już woli, żebyś codziennie wracała nawalony, niż żebyś codziennie siedział przed komputerem do trzeciej w nocy. No wiecie, takie obawy są naturalne. Postanowiłem odczekać i gdzieś w marcu wszedłem do świata czołgów. Żeby nie wpaść w szpony nałogu postanowiłem dać grać w w jakimś celu i nałożyć na siebie pewne ograniczenia – bardzo łatwe zresztą do spełnienia.
1.W tę grę można grać za darmo, więc Neuro staruszku, nie poświęcisz na to ani złotówki.
2.Będziesz grał tylko niemieckimi czołgami, bo te lubisz najbardziej.
3.Twoi celem jest dotrzeć do Tygrysa i do StuG III, pobawić się nimi trochę i skończyć z ta grą.
4.Oczywiście jeśli gra będzie słaba dasz spokój po 14 dniach.
Kto grał ze mną w Neuroshimę Tactics (właśnie pozbywam się kilku polecanek, wspominając o grze, która stoi ością w gardle paru osobom) ten wie, że gram dla klimatu, bo lubię sobie fajnie pograć, a niekoniecznie maksować rozpiskę. Przekładając to na język battlowców (gdybym w tę grę grał), to wystawiałbym same snootlingi i gobosy, bo je lubię najbardziej. Nie inaczej jest kiedy gram w WoT – zdecydowanie unikam forów, nic mnie nie obchodzi, który czołg jest najefektywniejszy, który dobrze zarabia, gdzie ma słaby punkt, gdzie trafić, żeby ukatrupić załoganta, a gdzie, żeby uszkodzić silnik. To co dziś wiem, płynie z praktyki, a nie ze ściąg. Mam swoją ścieżkę i trzymam się jej zębami – celem jest Tygrys i StuG III.
Aby spełnić moje marzenie od czasu kiedy obejrzałem amerykański film o Ardenach z lat chyba 70, postanowiłem wybrać ścieżkę następującą: Leichtraktor, Pz 35(t), Pz 38(t), Pz 38 aN, Pzkw IV, VK3601 (H), no i upragniony Tiger. Przy okazji zaliczyłem też JgPz I, ale w drodze do StuGa postanowiłem odbić z Pz 38 aN na Hetzera, unikając tym samym Mardera II.
Czy gra jest fajna? Siedzę w niej od 4 miesięcy i jeszcze mi się nie znudziła. Uważam, że jest świetna pod warunkiem, że ktoś lubi czołgi – a Polacy raczej je lubią. Gra jest symulatorem w stopniu wystarczającym, żeby grając w nią nie czuć się jak krytyk filmowy oglądający tę nędzniejszą część rocznego dorobku polskiej kinematografii, a jednocześnie ma w sobie pewną akrkadową lekkość, której brakuje ciężkim symulatorom z obfitą klawiszologią.
Ten symulacyjny charakter gry dotyczy oczywiście zagadnień związanych z technicznymi sprawami, takimi jak prędkość poruszania się, skrętność, penetracja, grubość pancerza, czas ładowania, kaliber, długość luty, trafienia krytyczne i cała masa szczegółów. Nie dotyczy natomiast sterowania, co wydaje mi się składa się na kolosalny sukces tej gry (czego już jej lotniczemu odpowiednikowi nie wróżę).
Wspomnienia w frontu:
Leichtraktor
Rozegrałem nim kilkanaście bitew nim przesiadłem się do innych maszyn. Myślalem, że będzie gorzej, jednakże mając dostęp do innych czołgów wracałem jeszcze czasem do Leichtraktora. To co pamiętam najlepiej, to bitwy na planszy Malinowka, gdzie uczyłem się co to znaczy kampić i dlaczego ma to sens, oraz totalne zagubienie w Himmelsdorfie – miejskiej planszy.
Pz 35(t) i Pz 38(t)
To już lepsze, dosyć przyjemne maszyny. Oczywiście nie na początku, bo rozwinięty Leich, jest lepszy niż świeżo kupiony Pz 35. Zresztą dotyczy to każdej przesiadki, nie doświadczyłem tego tylko w przypadku wejścia z PzKpfw IV. Ale to ciągle bardzo podstawowe lekkie czołgi, o słabych armatach, słabym pancerzu, niskiej wytrzymałości lecz w miarę dobrej prędkości. Jak widzisz KW-1 to po prostu masz gacie pełne. Przyznam, że słabo pamiętam już bitwy przy udziale tych maszyn.
Pz 38aN
W tej chwili mam w swojej stadninie PzKpfw IV i VK3601 (H) i muszę powiedzieć, że o ile pozbycie się lekkich czołgów, które miałem przed nim, nie sprawiło mi problemu, to Pz38aN zostanie u mnie na zawsze. Po prostu kocham tę nigdy niepordukowaną wersję czeskiej myśli pancernej. Rozwinięty ma fajny szybki silnik, jest zrywny i skrętny (oczywiście daleko mu do ruskich czołgów), do tego bardzo szybka armata, błyskawiczna wieża i świetna celność. Potrafi mocno zranić PzIV, ukąsi czasem KW-1. W walce z cięższymi graczami wspieram innych starając się zerwać kolosowi gąsienicę, albo ryzykownie zająć uwagę przeciwnika wkurzającymi zaczepkami, czy groźbą wjazdu na tyły. Ma tylko jedną wadę, jako że to już IV Tier (taki poziom), bywa, że lądujesz w bitwach gdzie pełno Tygrysów, Lwów, Panter, JagdPanter czy nawet E-75. Wówczas staram się po pierwsze przetrwać, po drugie niezauważony (lub zlekceważony) przelecieć na tyły, aby ściągnąć uwagę artylerii (albo samą artylerię).
PzKpfw IV
Na początku jest niemrawy ale szybko to wynagradza. Kiedy montujesz sobie ciężką wieżę oraz działo 105 mm, to zaczynasz czuć się jak ktoś, w szczególności kiedy walczysz z niższymi Tierami. Wiesz, to działo sprawia, że zabijasz jednym strzałem prawie każdy lekki czołg. Panzer IV to też bardzo dobrze zarabiający czołg, naprawdę dobrze. Zostanie u mnie ponieważ z VK 3601 zarabianie jest trudniejsze. Oprócz 105 mm ma też drugą bardzo fajną lufę 75mm, dzięki której (ach, dla takich bitew się żyje) załatwiłem Tygrysa i VK3601, w pojedynku dwóch na jednego.
VK 3601 (H)
To co w nim fajne, to fakt, że nagle, kiedy siadasz za jego sterami wzrasta twoja przeżywalność bitew, wzrasta też liczba zniszczonych czołgów. Dla mnie to irytujący czołg, ale to na moje własne życzenie – jako, że idę na Tygrysa olałem wszystkie możliwe rozwinięcia z wyjątkiem działa 88 mm. No międzyinnymi po to gra się tylko niemieckimi czołgami, żeby w końcu powiedzieć mam osiemdziesiątkę ósemkę, tak stary, tę osiemdziesiątkę ósemkę. Tak więc, olewając wszystko łącznie z wymianą silnika i zawieszenia, VK 3601 (H) wlecze się niemiłosiernie, promień skrętu ma jak autobus przegubowy (powaga czasem rozpędziwszy się, nie wyrabiam na zakrętach), ale ma dobre, choć wolne działo. No mam świadomość, że nie wykorzystuję VK3601 w pełni, że być może wydając sporą ilość zdobytego doświadczenia, tak naprawdę przyspieszyłbym jego zdobywanie, ale wizja Tygrysa całkowicie zmąciła mój umysł.
No i na zakończenie tego wpisu dopytam, czy ktoś tu gra w World of Tanks?