Rzucanie palenia - podsumowanie miesiaca
Odsłony: 296Jestem w trakcie najbardziej przemyślanej akcji rzucania palenia jaką sobie do tej pory zaaplikowałem. Oto podsumowanie pierwszego krytycznego miesiąca:
1. Największym zagrożeniem dla procesu, jak w każdym uzależnieniu, jest równie uzależnione towarzystwo. Potrzebowałem więc odpowiednio zaplanować datę startu rzucania, tak aby zminimalizować kontakt i zerwać z nawykami. Jak łatwo się domyślić mężczyzna w średnim wieku spędza najwięcej czasu w pracy, tak więc głównie o to środowisko chodzi. Sprawa więc była prosta. Podparłem się kodeksem pracy, który każe mi raz do roku odpocząć od pracy przez 14 dni, przesunąłem jeszcze ze dwa dni urlopu, dołożyłem jeszcze dzionek lub dwa z nadgodzin, wskoczyłem do pracy na weekend i dzięki temu z 14 dni zrobiłem sobie 21. Samo zaś rzucanie rozpocząłem na tydzień przed urlopem.
2. Cztery do siedmiu dni wytrzymywałem podczas poprzednich prób. Wziąłem to za dobrą monetę. Pierwszy tydzień rzucania spędzę więc w pracy, a potem długa rozłąka i powrót, który będzie jednocześnie weryfikacją. Chciałem, żeby koledzy wiedzieli i widzieli, że rzucam. Na pytanie czy idziesz na faję odpowiadałem - nie, bo rzucam i brałem kolejną marchewkę do przegryzienia. Czasem wychodziłem na takiego suchego papierocha, żeby zmylić organizm - czyli kalarepka i spacerek dookoła budynku, albo wizyta przy korporacyjnej popielniczce na 5 minut z marchewką. To akcja na ryzyku, ale działała. Przy okazji dosyć szybko dotarło do mnie, że dym papierosowy, jak nie palisz to gryzie i śmierdzi znacznie bardziej.
3. Pierwszy poważny kryzys pojawił się gdzieś 3 lub 4 dnia, głównie ze strony systemu trawiennego. Po prostu od nadmiaru warzyw, bo głównie je podjadałem, rozbolał mnie brzuch. Trzeba więc pamiętać, że surowe warzywa owszem, ale z umiarem. Ważne jest też, aby się nawadniać. Prawdę powiedziawszy organizm bez nikotyny jest nieco skołowany - to znaczy, nie potrafi rozróżnić głodu od pragnienia. Mogłem po prostu pić więcej wody i tak też robiłem przez następne dni.
4. Dlaczego tak ważne jest opuszczenie na jakiś czas środowiska palaczy? Większość osób palących ma za sobą nieudane próby rzucenia palenia - w większości spontaniczne, nieprzemyślane i czynione bez przygotowania (bo każdy z nas ma wujka Staszka, który rzucił z dnia na dzień). Ekipa doskonale wie jak przebiega ten proces, jak mózg ci pływa, jak myśli lgną do papierosa, do wyjścia, do popielniczki. Że jesteś pobudzony, że poirytowany, że nie wiesz co robić z rękoma. I w końcu, że wystarczy jeden poczęstunek, żeby ci ulżyć. Wierzcie mi, to często nie jest zła wola, często to po prostu empatia, bo palacze to w większości wspaniali ludzie, wyczuleni na cierpienie innych palaczy. W swoim nałogu są altruistami wobec innych nałogowców. Jak mają to kopsną - choćby z bólem dupy, choćby z pogardą w spojrzeniu, ale kopsną. Dlatego właśnie trzeba opuścić to środowisko - żebyś przypadkiem nie wyglądał jak gość, który potrzebuje wsparcia fajeczką. Bo pierwszej nie weźmiesz, za drugą podziękujesz, ale za następne już nie ma co ręczyć.
5. To potrzebna także, aby spojrzeć na palenie z boku. I dobrze sobie przemyśleć jak to wygląda. Odpowiedzieć sobie szczerze na pytania takie jak: Dlaczego chcę rzucić? Jak się czuję paląc? Co mi w tym przeszkadza? I najważniejsze: zastanowić się kiedy i w jakich sytuacjach miałem wrażenie, że papieros mi nie smakował? Bo w całym procesie rzucania, odpowiedź na to pytanie jest kluczowa, bo wnioski jakie się z tych odpowiedzi wyciągnie są zaskakująco pomocne. Kiedy papieros mi nie smakował?