Neurocide i Pokemon Go
Odsłony: 510Ciekawość i jeszcze raz ciekawość kierowała mną kiedy zdecydowałem się zainstalować to małe cudo japońskiej technik. Pomyślałem: mam psa i tak z nim chodzę i po parkach i wokoło oczek wodnych, to może uda się złowić nawet jakiegoś rybnego pokemona na obiad. Wyszedłem z domu i dawaj miast na moją suczkę to w ekran wlepiłem wzrok. Coś w krzakach zaszeleściło - biegnę, a tam nic. Jakieś wskaźniki na placu zabaw - o proszę, słajpnąłem kółkiem i wypadły pokeballe - swoją drogą w Opolu jest plac zabaw o nazwie: Mokry Sen Pięciolatka. No ale nic idę dalej, patroluję szlakiem nazwanym dookoła osiedla. Pokemonów ni ma, są tylko te miejscówki - na garażach jedna, kawałek dalej druga. Hm... znam to... z Ingresa. Dobra, to lecę w ciemno w miejsce gdzie takie miescówki już w Ingresie namierzyłem. No i zgadza się. W ciągu kilku chwil awansowałem o poziom. Zebrałem ponad dwadzieścia pokekulek i... pochodziłem jeszcze półgodzinki. Potem na kolejnym spacerze znów to samo. Nie potkałem ani jednego pokemona. Nie bawiłem się z psem patykiem ani piłką, łaziłem po miejscach z czapy, gdzie się piesek nie mógł, że tak powiem w spokoju załatwić. Co w tym fajnego? Nie wiem. Wracam do normalnych spacerów z suczką. Oszczędzam baterię. Ale przygoda. Zadek urwany.